wtorek, 30 grudnia 2008

Osses Sound - Top 5 Disco albums (2008)

Funkoff mądry człowiek jest,toteż jego stwierdzenie iż disco było erą nie albumów a singli jest jak najbardziej trafne.Albumy jednak przecież wychodziły,tak więc musiało być coś dobrego..Ale całe dobre albumy?W całości bez żadnego słabego tracka?Wydaje się to mało możliwe biorąc pod uwage że takie płyty zdażają sie strasznie rzadko nawet teraz(ile znacie takich płyt?chętnie usłyszę).

Ja jednak,postanowiłem zrobić sam dla siebie taki mały Top 5.Oto i on.

0.Love and Kisses (Alec.R Costandinos) - Romeo & Juliet (1978)



Nie wiem czy zaczynanie listy Top 5 od zera jest poprawnie matematycznie,z matmy zawsze byłem kretynem.A na disco się trochę(mało,mało...) znam i wiem że ten album jest czymś ponad miejsce pierwsze.Dla mnie czymś ponad wszystkie inne po prostu.Nie umiem napisać jaki jest ten album bo mam wrażenie że każde słowo ujmowałoby mu.Nie ma chyba albumu którego słuchałbym więcej razy.Czasem mam wrażenie że słuchałem go najwięcej na świecie.Costandinos postanowił przenieść klasyczną tragedię Szekspira w w disco szał.W dwóch częsciach,a własciwie w czterech aktach.Znam chyba każdą linijke tekstu na pamięc i obudzony o 5 ranowyrecytował bym ten tekst.Pewnie pomyślicie - zaraz zaraz,Szekspir w rytmach disco - to pachnie tandetą i czizem.Może.Dla niektórych,wielu.Ale fakt że to album koncepcyjny ,pierwszy w swojej dziedzinie,pozwala mu to wybaczyć(oczywiście tym którzy tak sądza..ja nic nie musze mu wybaczać).Do teraz nie mogę uwierzyć że kupiłem go za 9.99........za 199.99 pewnie też bym kupił.Bo to rzecz bezcenna."The Most Excellent and Lamentable Tragedie of Romeo and Juliet..."
The most excellent disco LP.

1.Change - The Glow of love (1980)



Ideał.Płyta absolutnie bez żadnego słabego numeru.Sześć niesamowitych numerów który każdy jest klasą samą w sobie.Zaczynając od bujającego Lover's Holiday,poprzez A girl's affair z niemożliwym do pomylenia basem,dostajemy porcje niesamowitych dzwięków i wokali a dalej jest już tylko lepiej.Cieżko mi wybrać ulubiony utwór z ulubionej płyty,na której teoretycznie wszystkie są ulubione.Ale jeżeli miałbym to zrobić z nożem przy szyji byłby to chyba Angel in th pocket.Nie jestem w stanie powiedzieć ile razy słuchałem w życiu tego numeru.Tytułowy numer to klasyczne boogie z Lutherem Vandrossem na wokalu(Ś.P),wielokrotnie samplowane ,chyba najlepiej znane dzięki Janet Jackson i jej All for you.Przy searching zwalniamy troche wsłuchując się w Luthera Vandrossa któremu śpiewanie przychodzi łatwo jak oddychanie,by przejść później do niesamowitego klasyku earlyitalo The End,w którym to do dzisiaj nie rozponaje niektórych intrumentów.. Jeżeli ktoś powie mi kiedyś prosto w oczy że ta płyta jest SŁABA,skończy jak ofiary Nickiego Santoro w Kasynie Scorcese.Numer jeden.

2.Amant - Amant (1978)


Tak naprawdę,tutaj zaczynają sie schody bo pozostałe płyty są już równie dobre.Jednak na drugim miejscu podium postawiłem Amanta .Płyta z dwoma kilkunastominutowymi kawałkami jest przeze mnie katowana na każdym możliwymy kroku.Który jest lepszy ,If there's love czy Hazy Shades of love?Nie wiem.I nigdy tego nie ocenie.Te bliźniacze pozornie numery mają w sobie taką moc że nie można wyłonić numeru 1.Szkoda że Ray Martinez,który był producentem
Amanta,nie poszedł dalej w tym kierunku i nie nagrał więcej tak genialnych rzeczy.Ale chwalmy go za ten krążek.

3.Cerrone - III(Supernature)(1978)


Miejsce trzecie i trzecia płyta mistrza.Równie dobrze mogłaby być na drugim ale..uznałem że jej nazwa ładniej pasuje do miejsca,ot taki absurdalny argument.Oficjalnie przedstawiam tutaj swoje stanowisko które głośi iż strona B tej płyty czyli numery - Give me love,love is here oraz love is the answer nagrane w nieprzerwanym miksie ,jest najlepszym w historii muzyki disco tematem parkietowym.15 minut roztańczonej ekstaty przy której można puścić płytę,skoczyć na kebab do pobliskiego baru mając pewność że parkiet jest pełen.Zastanawiacie sie pewnie dlaczego jednak nie drugie miejsce albo nawet pierwsze?Mianowicie uważam iż In the smoke ,ze strony A,mimo iż jest miłym numerem nie pasuje troche do klimatu płyty..I za to wymuszony minus.Sorry Cerrone.

3.Don Ray - Garden of love (1978)


Człowiek cień.Tak naprawdę gdyby nie on,kilka płyt z tej listy nie istniałaby..Nie wiadomo w ogóle czy Cerrone czy Costandinos nagraliby takie klasyki jak to zrobili.Malutki napis na każdej z tych płyt "Arranged by Don Ray" zmienia tak wiele.Czytając coś takiego na płycie możemy być pewnie - świetna płyta.I to właśnie ten człowiek cień,Edmunt Dantes disco bizensu wydał album który znalazł się u mnie na miejscu czwartym.Pomyślicie,co to za miejsce?Czemu nie wyżej?Sam nie wiem czemu..Chyba troche za karę.Za karę że nie kontynuował solowych nagrań,bo przy słuchanie Garden of Desire człowiek chce więcej i więcej..A więcej nie było i już raczej nie będzie.Szkoda.Kurde szkoda.

4.Peter Jacques Band - Fire Night Dance (1978)


Peter Jacques Band to tak naprawde change.Tylko troche inaczej.Mniej komercyjnie(oczywiscie w takim pojeciu w jakim Change byl wtedy komercyjny).Bez Luthera,i szybciej.Raczej dużo szybciej i troche ciężej zarazem.Płyta bardzo równa i spójna.Cztery numery,każdy po ponad 8 minut ale nie 9.Tempo nie schodzi generalnie poniżej 125 czyli klasyczne eurodiscowe tempo,jednak nie spodziewajcie sie tutaj Costandinosowych brzmień,jest inaczej,bardziej earlyitalo spod znaku Jacquesa Petrusa.Pierwsze trzy numery są świetne,nię będe się rozpisywał o nich jednak ostatni,Fly me with the wind brzmi jak druga,a raczej pierwsza część The End z płyty Change,z wokalami coprawda ale za to z tymi samymi świetnymi mistycznymi dzwiękami.Świetna płyta,po prostu.Miał ręke Petrus,miał.


Co ciekawe,generalnie panuje opinia że 1979 był najlepszym rokiem dla disco.Trochę się zawsze z tym zgadzałem,poniekąd.A jednak wychodzi że w moim przypadku jest to 1978..No zobacz ,zobacz.
I na dzień dzisiejszy tak to wygląda.I czuję że nie zmieni się długo.Ale mam nadzieję że usłyszę jeszcze tyle disco albumów ,że będe mógł tą listę
zmienić(patrz wyrzucić jedną płytę,bo 4 są wieczne..sami pomyślcie którą)

Disco zwycięży.

French Kiss - Panic! (1979)


Miła rzecz.To dobre określenie dla tego numeru.

Wyprodukowany przez Simon Soussan(ktory notabene zanim zajął się muzyką ,sprzedawał ciuchy) człowieka który dał nam też niezłe Arpeggio.Szybki wyklaskany numer(to chyba trzeba lubić) z piszczącą panienką na wokalu bardzo szybko wpada w ucho i włączamy REPEAT.Swoją drogą cała płyta też niezła,nie rewelacyjna ale niezła.Simon Soussan to jeden z dziesiątek producentów o ktorych generalnie nikt nie słyszał a o ich produkcjach przynajmniej kilku.Taki ludzi było mnóstwo,pozostaje szukać.Ja sam codziennie,dosłownie CODZIENNIE,znajduje informacje o producentach kompletnie z kosmosu..a po nitce do kłębka i tak się znajduje świetne numery.Miłe conajmniej często.A często tak złe że się je aż chce wykasować.


Życze Wam jak najwięcej tych pierwszych i zapraszan do słuchania ,tylko bez Panic!i.


French Kiss - Panic! (1979)


Disco zwycięży.

sobota, 13 grudnia 2008

Boule Noire - Aimer d'Amour (1978)


Szczerze,całym sercem nienawidze języka francuskiego.Nie widze w nim absolutnie nic ladnego,romatnycznego czy wyjatkowego.Mialem na studiach ta watpliwa przyjemnosc obcowania z nim,co zpotegowalo moja niechec.Nie lubie jezyka,a co za tym idzie nie lubie francuskich piosenek.A ze wyjatek potwierdza regule,obecnosc tego kawalka tutaj jest zjawiskowa.

O Georgu Thurstonie wiem niewiele.Powiem wiecej,znalem 2 plyty Boule Noir i na tym bysmy zakonczyli.Mam niestety taka przypadlosc ze LUBIE WIEDZIEC.I wlasnie dzieki niej dowiedzialem sie ze to nie byl byle grajek tylko dosc zasluzona postac kanadyjskiego(tak tak,nie francuskiego jakby to mozna bylo przypusczac) swiata muzycznego.Kilkanascie plyt,produkcja nie znanymi mi w wiekszosci tamtejszym artystom oraz liczne wyroznienia..Czlowiek sie uczy cale zycie.George odszedl od nas kilka lat temu,i jezeli wierzyc internetowi kanadyjski rynek muzyczny zareagowal dosc emocjonalnie bo to postac dla nich zasluzona niewatpliwie.

Tytulowy Aimer d'Amour to downtempowy disco numer z bardzo charakterystycznym wokalem i pieknym damskim glosem w tle(i nie tylko).W tym przypadku sprawdza sie maksyma ze ciezko mowic o muzyce,a trzeba jej posluchac.Oprocz Aimer d'amour warto sprawdzic ,bardzo co prawda popowa ,ale mila w odsluchu plyte Il Me Faut Une Femme ,ktora ma sobie cos naprawde takiego ze wraca sie do niej..nie umiem tego opisac,choc bardzo bym chcial bo intryguje mnie fakt ze podoba mi sie francuska plyta discopopowa nagrana przez czarnoskorego kanadyjczyka....

A zatem:

Boule Noire - Aimer d'Amour (1978)

Disco zwyciezy

P.S zastanawia mnie jeszcze czy tylko ja pomyslalem ze na okladce jest wielka pomarancza na pierwszy rzut oka...niewazne.

Tantra - Hills of Katmandu (1980)


Mamy disco,mamy italo.Sa numery przy ktorych ten podzial klaruje sie bardzo jasno.Czesto po samym roku mozna juz to powiedziec bez sluchania.Ale co jezeli rok jest 1980 ,disco sie jeszcze nie skonczylo calkowicie a italo sie powoli klaruje ?I tutaj umiescimy Tantre.

Celso Valli - czyli czlowiek ktory polaczyl te dwa gatunki.Gladko przeszedl z jednego w drugi,zaglebiajac sie na dodatek w nowy Hi-Nrg.Ciezko bylo chyba sie wtedy wpasowac z czym rewolucyjnym.Ale patrzac na jego produkcje takie jak doskonale Azoto ,mistyczna wlasnie Tantre czy dosc Rare poczatkow albumy Passengers slychac jak szerokie spektrum miala jego wizja.Niektorzy powiedza za to cziz,kicz czy cos niesluchalnego..Nie bede sie klocil,bo rzeczywiscie cale albumy sa dosc specyficzne,zwlaszcza z perpsektywy dzisiejszego sluchacza niektore numery moga sie takie wydac.Ale za takimi klasykami San Salvador czy Hills of Katmandu bede zawsze stal murem.Absolutne disco evergreeny i kazdy zainteresowany ta muzyka(ilu takich ludzi w Polsce?Garstka zapewne) powinien je znac .

Hills of Katmandu to 16 minutowa suita w typowym eurodiscowym tempie,a nawet juz troche szybciej (wplyw HiNrg - a taka mala dygresja - moze to wlasnei Celso Valli wymyslij Hi-nrg?Prekursor na pewno),szepczace wokale,psychodeliczne synty i charakterystyczna gitara...Polecam wsluchac sie tez w tekst.Jeden z najbardziej charakterystycznych numerow z tamtych lat,nie da sie zaprzeczyc.

Sama historia wydawania tego krazka jest bardzo zagmatwana i szczerze juz sam sie w niej nie lapie bo logiki tu nie bylo zadnej..Najpierw singiel,potem plyta Mother Africa(nie slyszalem,podzieli sie ktos?),potem album Tantra(zdecydowanie najbardziej spojny!)Double Album ,potem album Hills of Katmandu(bez tytulowego numeru a z numerami pomieszanymi z Mother Africa..)Pozniej znow singiel ..generalnie czeski film.Polapaliscie sie?Nie?Ja tez srednio,ale to malo w sumie wazne,ot taka ciekawostka przyrodnicza.

Kolejna ciekawostka jest super rzadka wersja Tantry po hiszpansku!Nie slyszalem tego i malo chyba kto ale podejrzewam ze to jest lepsze od oryginalu.Charanga udowodnila jak brzmia hiszpanskie covery mocnych numerow ,w skrocie - miazga.

Dosyc filozofowania..czas na piknik.

Tantra - Hills of Katmandu (1980)

Disco Zwyciezy.

środa, 3 grudnia 2008

Martin Circus - Disco Circus (1979)


O Martinie wiem stosunkowo niewiele,przyznaje sie bez bicia.Oprocz Disco Circus(LP) znam pare numerow i jedna wczesniejsza plyte.Coz rzec,rockowe brzmienie z Francji..i to czesto po francusku wlasnie.Wiem,francuski rock brzmi dziwnie.Ale z tego co pisza to byl wlasnie prekurorem tego "procederu".Ale to niewazne.O rocku nie bede pisal bo generalnie nie przepadam pisac o tym na czym twierdze iz sie raczej srednio znam.Moze lepiej napisze o Disco Circus..Jednym z najwazniejszych utworow w historii muzyki disco.

1979 rok.Generalnie juz po suitach Cerrone,Costandinos konczy prace z Love and Kisses..era suit powoli mija.Era disco powoli tez(chociaz to dyskusyjna sprawa).I tu nagle nieznana na scenie disco grupa z Francji wypuszcza takie cos.

I szok.Utwor gosci we wszystkich szanujacych sie wtedy klubach na calym swiecie z Paradise Garage wlacznie,a Prelude wydaje to u siebie i sprzedaje tyle plyt co w 2008 roku polscy artysci w sumie.W momencie kiedy wedlug krytykow disco umiera ,a raczej zmienia sie w DANCE(ja tego nie wymyslilem!) rockowa grupa z Francji wydaje utwor ktory odbije sie szerokim echem i bedzie przez kolejne lata wielokrotnie samplowany i wspominany jako zrodlo inspiracji dla Dj'ow ,producentow oraz innych artystow.Co jest w nim takiego?Nie da sie tego raczej opisac..Trzeba posluchac.Ale na pewno wszystko co sztandarowy utwor klasycznego kilkunastominutowego disco miec powinien.Dziekuje Ci grupo Martin Circus!

Martin Circus - Disco Circus (1979)

Disco zwyciezy

P.S Co Ci francuzi mieli z tymi okladkami to ja nie wiem..(vide:Cerrone - III)
P.S 2 The History Of The House Sound Of Chicago,The Kings Of Techno
tutaj tez znajdziecie.Mysle ze te skladanki daja do myslenia bo dobrze wiemy ze te serie to dobra ,sprawdzona marka.