Funkoff mądry człowiek jest,toteż jego stwierdzenie iż disco było erą nie albumów a singli jest jak najbardziej trafne.Albumy jednak przecież wychodziły,tak więc musiało być coś dobrego..Ale całe dobre albumy?W całości bez żadnego słabego tracka?Wydaje się to mało możliwe biorąc pod uwage że takie płyty zdażają sie strasznie rzadko nawet teraz(ile znacie takich płyt?chętnie usłyszę).
Ja jednak,postanowiłem zrobić sam dla siebie taki mały Top 5.Oto i on.
0.Love and Kisses (Alec.R Costandinos) - Romeo & Juliet (1978)
Nie wiem czy zaczynanie listy Top 5 od zera jest poprawnie matematycznie,z matmy zawsze byłem kretynem.A na disco się trochę(mało,mało...) znam i wiem że ten album jest czymś ponad miejsce pierwsze.Dla mnie czymś ponad wszystkie inne po prostu.Nie umiem napisać jaki jest ten album bo mam wrażenie że każde słowo ujmowałoby mu.Nie ma chyba albumu którego słuchałbym więcej razy.Czasem mam wrażenie że słuchałem go najwięcej na świecie.Costandinos postanowił przenieść klasyczną tragedię Szekspira w w disco szał.W dwóch częsciach,a własciwie w czterech aktach.Znam chyba każdą linijke tekstu na pamięc i obudzony o 5 ranowyrecytował bym ten tekst.Pewnie pomyślicie - zaraz zaraz,Szekspir w rytmach disco - to pachnie tandetą i czizem.Może.Dla niektórych,wielu.Ale fakt że to album koncepcyjny ,pierwszy w swojej dziedzinie,pozwala mu to wybaczyć(oczywiście tym którzy tak sądza..ja nic nie musze mu wybaczać).Do teraz nie mogę uwierzyć że kupiłem go za 9.99........za 199.99 pewnie też bym kupił.Bo to rzecz bezcenna."The Most Excellent and Lamentable Tragedie of Romeo and Juliet..."
The most excellent disco LP.
1.Change - The Glow of love (1980)
Ideał.Płyta absolutnie bez żadnego słabego numeru.Sześć niesamowitych numerów który każdy jest klasą samą w sobie.Zaczynając od bujającego Lover's Holiday,poprzez A girl's affair z niemożliwym do pomylenia basem,dostajemy porcje niesamowitych dzwięków i wokali a dalej jest już tylko lepiej.Cieżko mi wybrać ulubiony utwór z ulubionej płyty,na której teoretycznie wszystkie są ulubione.Ale jeżeli miałbym to zrobić z nożem przy szyji byłby to chyba Angel in th pocket.Nie jestem w stanie powiedzieć ile razy słuchałem w życiu tego numeru.Tytułowy numer to klasyczne boogie z Lutherem Vandrossem na wokalu(Ś.P),wielokrotnie samplowane ,chyba najlepiej znane dzięki Janet Jackson i jej All for you.Przy searching zwalniamy troche wsłuchując się w Luthera Vandrossa któremu śpiewanie przychodzi łatwo jak oddychanie,by przejść później do niesamowitego klasyku earlyitalo The End,w którym to do dzisiaj nie rozponaje niektórych intrumentów.. Jeżeli ktoś powie mi kiedyś prosto w oczy że ta płyta jest SŁABA,skończy jak ofiary Nickiego Santoro w Kasynie Scorcese.Numer jeden.
2.Amant - Amant (1978)
Tak naprawdę,tutaj zaczynają sie schody bo pozostałe płyty są już równie dobre.Jednak na drugim miejscu podium postawiłem Amanta .Płyta z dwoma kilkunastominutowymi kawałkami jest przeze mnie katowana na każdym możliwymy kroku.Który jest lepszy ,If there's love czy Hazy Shades of love?Nie wiem.I nigdy tego nie ocenie.Te bliźniacze pozornie numery mają w sobie taką moc że nie można wyłonić numeru 1.Szkoda że Ray Martinez,który był producentem
Amanta,nie poszedł dalej w tym kierunku i nie nagrał więcej tak genialnych rzeczy.Ale chwalmy go za ten krążek.
3.Cerrone - III(Supernature)(1978)
Miejsce trzecie i trzecia płyta mistrza.Równie dobrze mogłaby być na drugim ale..uznałem że jej nazwa ładniej pasuje do miejsca,ot taki absurdalny argument.Oficjalnie przedstawiam tutaj swoje stanowisko które głośi iż strona B tej płyty czyli numery - Give me love,love is here oraz love is the answer nagrane w nieprzerwanym miksie ,jest najlepszym w historii muzyki disco tematem parkietowym.15 minut roztańczonej ekstaty przy której można puścić płytę,skoczyć na kebab do pobliskiego baru mając pewność że parkiet jest pełen.Zastanawiacie sie pewnie dlaczego jednak nie drugie miejsce albo nawet pierwsze?Mianowicie uważam iż In the smoke ,ze strony A,mimo iż jest miłym numerem nie pasuje troche do klimatu płyty..I za to wymuszony minus.Sorry Cerrone.
3.Don Ray - Garden of love (1978)
Człowiek cień.Tak naprawdę gdyby nie on,kilka płyt z tej listy nie istniałaby..Nie wiadomo w ogóle czy Cerrone czy Costandinos nagraliby takie klasyki jak to zrobili.Malutki napis na każdej z tych płyt "Arranged by Don Ray" zmienia tak wiele.Czytając coś takiego na płycie możemy być pewnie - świetna płyta.I to właśnie ten człowiek cień,Edmunt Dantes disco bizensu wydał album który znalazł się u mnie na miejscu czwartym.Pomyślicie,co to za miejsce?Czemu nie wyżej?Sam nie wiem czemu..Chyba troche za karę.Za karę że nie kontynuował solowych nagrań,bo przy słuchanie Garden of Desire człowiek chce więcej i więcej..A więcej nie było i już raczej nie będzie.Szkoda.Kurde szkoda.
4.Peter Jacques Band - Fire Night Dance (1978)
Peter Jacques Band to tak naprawde change.Tylko troche inaczej.Mniej komercyjnie(oczywiscie w takim pojeciu w jakim Change byl wtedy komercyjny).Bez Luthera,i szybciej.Raczej dużo szybciej i troche ciężej zarazem.Płyta bardzo równa i spójna.Cztery numery,każdy po ponad 8 minut ale nie 9.Tempo nie schodzi generalnie poniżej 125 czyli klasyczne eurodiscowe tempo,jednak nie spodziewajcie sie tutaj Costandinosowych brzmień,jest inaczej,bardziej earlyitalo spod znaku Jacquesa Petrusa.Pierwsze trzy numery są świetne,nię będe się rozpisywał o nich jednak ostatni,Fly me with the wind brzmi jak druga,a raczej pierwsza część The End z płyty Change,z wokalami coprawda ale za to z tymi samymi świetnymi mistycznymi dzwiękami.Świetna płyta,po prostu.Miał ręke Petrus,miał.
Co ciekawe,generalnie panuje opinia że 1979 był najlepszym rokiem dla disco.Trochę się zawsze z tym zgadzałem,poniekąd.A jednak wychodzi że w moim przypadku jest to 1978..No zobacz ,zobacz.
I na dzień dzisiejszy tak to wygląda.I czuję że nie zmieni się długo.Ale mam nadzieję że usłyszę jeszcze tyle disco albumów ,że będe mógł tą listę zmienić(patrz wyrzucić jedną płytę,bo 4 są wieczne..sami pomyślcie którą)
Disco zwycięży.
wtorek, 30 grudnia 2008
French Kiss - Panic! (1979)
Miła rzecz.To dobre określenie dla tego numeru.
Wyprodukowany przez Simon Soussan(ktory notabene zanim zajął się muzyką ,sprzedawał ciuchy) człowieka który dał nam też niezłe Arpeggio.Szybki wyklaskany numer(to chyba trzeba lubić) z piszczącą panienką na wokalu bardzo szybko wpada w ucho i włączamy REPEAT.Swoją drogą cała płyta też niezła,nie rewelacyjna ale niezła.Simon Soussan to jeden z dziesiątek producentów o ktorych generalnie nikt nie słyszał a o ich produkcjach przynajmniej kilku.Taki ludzi było mnóstwo,pozostaje szukać.Ja sam codziennie,dosłownie CODZIENNIE,znajduje informacje o producentach kompletnie z kosmosu..a po nitce do kłębka i tak się znajduje świetne numery.Miłe conajmniej często.A często tak złe że się je aż chce wykasować.
Życze Wam jak najwięcej tych pierwszych i zapraszan do słuchania ,tylko bez Panic!i.
French Kiss - Panic! (1979)
Disco zwycięży.
Subskrybuj:
Posty (Atom)