wtorek, 14 października 2008

Candido - Thousand Fingered Man (1979)


Tak sie ostatnio zastanawielm czy jestem jakims tak wielkim fanem afrobeatu.Nie jestem.Doceniam,czasem lubie,owszem.Ale wsluchiwac sie godzinami i podniecac nie bede juz raczej nigdy.Z drugiej strony,pelno afrobeatu w disco,pelno afrobeatu wszedzie(moze dlatego sie tak zniechecilem - przez ostatnie lata nastala chora moda na afrobeat,wypada sluchac).Do czego daze?Chyba do tego ze kubanskoafrobeatowe Jingo Candido nie jest moim ulubionym numerem tego artysty.Moze to i dziwne bo otacza go taki kult i wydaje sie ze kazdy discomaniak powinien wchodzic w jakies stany nirvany podczas sluchania.Ja srednio,owszem,to super numer,klasyk jak malo co.Ale przez ostatnie lata tak oklepany,poprzerabiany ze momentami sie nie da go sluchac.Ale TO sie da.Ciagle.


Thousand Fingered Man.Brzmi jak tytul jakiegos Bonda z Seanem Connery.I w sumie coś w tym jest bo intro w tym kawalku przygniata swoja mistycznoscia i wielkim oczekiwaniem co bedzie dalej.Nie wiadomo co oczekiwac.A dzieje sie duzo,po ponad minucie nagle wchodzi bit i kobiecy glos wyspiewuje w Candidooo w jego rytm.Nadal spokojnie,az tu nagle pianino niczym z earlyhousowych produkcji Davida Moralesa!Dalej jest juz tylko lepiej,wokale nie mecza mimo ze nie sa zbyt wyrafinowane...Ma sie wrazenie ze to naprawde remix do jakiegos soundtracku,moze do filmu grozy z lat 50tych?Totalny klasyk.I teraz pytanie - kto sie nim posluzyl kilka lat wstecz?Francja,podpowiem.

Candido - Thousand Fingered Man (1979)

Disco zwyciezy.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

nie kminie czemu nie mozna nawet odsluchac tych kawalkow z zshare a co dopiero sciagnac. tez tak macie? wie ktos wtf? pozdrawiam

Dethal pisze...

Cassius oczywiście :D Totalny klasyk - 100% racji!