środa, 12 maja 2010

Disco Zwycięży - promomix by Osses & dj Boogie (2010)



Mamy przyjemność pochwalić się naszym pierwszym(na pewno nie ostatnim) disco mixem.Wraz z Dj-em Boogie,promująć imprezy pod hasłem Disco Zwycięży,nagraliśmy dla Was zestaw uptempowego klasycznego disco.Biorąc pod uwagę że mistrzami tej sztuki byli europejczycy,przeważa brzmienie ze starego kontynentu.Ale mamy też kanadyjską France Joli czy amerykański projekt Patricka Adamsa,Musique.Wszystko utrzymane w szybkim tempie około 130bpm.Mamy nadzieję że dotrzemy tym mixem do szerokiego grona ,i przekonamy czym jest prawdziwe disco.

01.France Joli - Come To Me
02.Love & Kisses - Accidental Lover
03.Frantique - Night People These Days
04.Duncan Sisters - Outside Love
05.Poussez - You're All I Have
06.Alec R. Costandinos - Romeo And Juliet
07.Arpeggio - Let's Get Down And Boogie
08.Musique - Love Massage
09.Gloria Gaynor - Love Is Just A Heartbreak Away (Nocturna's Theme)
10.Voyage - From East to West
11.Cerrone - Love In C Minor
12.Donna Summer - Lucky
13.Fever - Over The Edge
14.Don Ray - Standing In the Rain
15.THP Orchestra - Two Hot For Love
16.Alec R. Costandinos - Hunchback Of Notre Dame
17.Quartz - Beyond The Clouds
Divshare:
http://www.divshare.com/download/launch/10809015-504

Soundcloud:
http://soundcloud.com/dj_boogie/disco-zwyciezy-promomix-by-osses-dj-boogie

Mixcloud:
http://www.mixcloud.com/djboogie/disco-zwyciezy-promomix/


Przy okazji zapraszamy wszystkich na imprezy:

- 14 maja w klubie Starym Kino w Poznaniu

- 22 maja w klubie Kamfora we Wrocławiu


Disco zwycięży.

środa, 14 kwietnia 2010

Trocadero Transfer Live Mix - 1980




Jakiś czas temu, ściągnąłem z beatelectric nagranego w 1980 live mixa.A nagranego nie byle gdzie bo w Trocadero Transfer.No i co tu dużo mówić..
SAME KLASYKI.Esencja disco,sztos za sztosem,za sztosem sztos.Bardzo krótko:
BOBBY VITERITTI


Tracklista:

Change – The End
Sabu – We’re Gonna Rock
Erotic Drum Band – Touch Me Where It’s Hot
Ann Margret – Midnight Message
Wardell Piper – Super Sweet
The Ritchie Family – Quiet Village
Dive Grey & The Oyster Band – Hotel Paradise
Cerrone – Call Me Tonight
Erotic Drum Band – Pop Pop Shoo Wah
Theo Vaness – No Romance Just Wanna Dance
Theo Vaness – Sentimentally It’s You
Persia – Inch By Inch
Vera – Take Me To The Bridge
Don Ray – Got To Have Lovin
Sylvia Love – Instant Love
Lust - Rinder & Lewis



P.S Prawdopodonie przewiniecie drugi i trzeci numer,trzeci zapewne.Dalej już nie.

Disco zwycięży.

sobota, 27 marca 2010

Osses Sound : Rare Disco Gems (Special Edition) NSM001 2010


Od ostatniego Osses Sound minął ponad rok. Może to i długo, ale zawsze chyba stawiałem na jakość, nie ilość. Kolejna część serii składanek Rare Disco Gems, tym razem z podtytułem Special Edition, swoją nazwę zawdzięcza nie tylko imprezie, którą promowała. Wszystkie numery są stricte imprezowe, nie ma tu instrumentali czy disco suit. Absolutnie wszystkie kawałki są przeze mnie grane, a co za tym idzie, raczej ciężko znaleźć tutaj coś, przy czym nie dałoby się tańczyć. Krótko mówiąc: Rare Disco Party Gems. Selekcja stricte winylowa i stricte “z epoki”, bez repressów i składanek z Empiku. Muzycznie wszystkiego po trochu: mamy zarówno klasyczne moultonowskie brzmienie (Michele), trochę boogie (Queen Samantha, Booker Newberry III), lekko nostalgiczne koktajlowe dźwięki (Celi Bee), disco-funkowe chórki (People’s Choice) jak i euro akcenty (Karen Cheryl, Bombers). Myślę że nikt nie powinien się nudzić i każdy znajdzie coś dla siebie.




Disco zwycięży.


P.S Ostatni weekend ,to dwa dni grania pod rząd z Grupą Biznes
www.nastaremilion.pl .Jeden z lepszych weekendów imprezowo-towarzyskich ,wieczorami i nocą wyglądał tak:





czwartek, 25 marca 2010

Camouflage - You've got the power (1976)



W ramach kampanii - nie samym uptempowym 130bpm disco człowiek żyje,wrzucam dziś trochę zapomniany i wręcz nieznany numer.Teoretycznie,kompletnie nie w moim stylu - a jednak.

Wczesne disco,piękne soulfulowe granie i śpiewanie,wyprodukowane przez samego Meco Monardo(co notabene zupełnie nie słychać) ,na mixie Tom Moultona.Mieszanka wybuchowa.

Zespół Camouflage wydał rok później dość słaby album - A Disco Symphony (jeden,właściwie jedyny słuchalny, z numerów można było usłyszeć swego czasu ,na składance Rare Disco Gems Vol.3 ).Album również wyprodukowany przez Meco,brzmi troche jak marna kopia amerykańskich teatralno-broadwayowskich produkcji typu The Wiz(Ale Meco dobrze się widać w tym czuł,wystarczy posłuchać wydanej w tym samym roku płyty Meco - Encounters of every kind) .Co nie zmienia faktu że 12" "You've got the power " to naprawdę świetny numer warty przypomnienia.Każdego kogo przytłaczają ceny jakie ten wosk osiąga na rynku,polecam 2płytową składanke A Tom Moulton Mix z 2006 roku.Na cyfrowym nośniku cedeer.



Disco zwycięży

P.S Filmiki i relacje z weekendowych wyjazdów,dostępne na youtubie oraz na facebookach towarzystwa wzajemnej muzycznej adoracji.


piątek, 12 marca 2010

Persia - Inch by inch (1979)



Ta dość ładna okładka którą widzicie powyżej,to wydana w 1979 roku płyta ,nikomu wcześniej nieznanego zespołu Persia,o tym samym tytule.Na dodatek wydana na "Casablance".Pierwsza i ostatnia.W sumie trudno się dziwić.


Persia,to typowy przykład rzadkiego,drogiego,rozsławionego albumy na którym jest tylko jeden ,ale za to świetny numer,który na dodatek nie wyszedł na singlu.Takich albumów jest niestety wiele,a ich ceny są zazwyczaj nawet wyższe niż Persia (ok 40-50 dolarów średnio,co mało nie jest).Jedynym ratunkiem żeby puścic sobie w domu z płyt Inch by Inch i posłuchać tego sexownego wokalu którego nie powstydziła by się sama Donna,jest właśnie wydanie tych kilkudziesięciu dolców,czekanie na reedycję, lub zakup tego wynalazku :

http://www.discogs.com/Various-Azuli-Presents-Derrick-Carter-Choice-A-Collection-Of-Classics/release/200845


Co na pewno będzie lepszym pomysłem ,dużo lepszej muzyki za te same pieniądze.


To wszystko nie zmienia faktu ,że pewnie kiedyś jak już wszystkie tanie płyty będą moje,zakupie sobie już wtedy za 60 czy 70 dolarów to do mojej kolekcji.Bo fajnie mieć zawsze Inch by Inch w oryginale.I okładka też fajna.Reszta płyty niefajna.


To nie zmienia też faktu,iż macie teraz niebywałą okazje posłuchać ponad 7minut "Inch by Inch",i jak już przesłuchacie kilkadziesiąt razy na ripicie,to może dzięki Wam zniknie jakaś kopia tej płyty z zagranicznych portali aukcyjnych.


Persia - Inch by inch (1979)

Disco zwycięży

wtorek, 23 lutego 2010

Candi Staton - When you wake up tomorrow (1979)


Candi Staton,dziś już 70 letnia piosenkarka soulowa,jak większość piosenkarek z okresu lat 60-70 zaczynała od gospel(klasyk),i jak to zawsze prawie bywa,naturalną koleją rzeczy,przeszła od gospel,przez soul,funkowe przyśpiewki ,disco i nawet potem w housy.

Jaki jest według mnie najlepszy utwór Candi ?Wśród tych kilku(naprawdę solidnych) płyt z tamtej ery,dużo numerów zasługuję na uwagę,ale moim skromnym zdaniem ten jest najlepszy.Świetna produkcja Patricka Adamsa(Musique,Cloud One,Universal Robot Band),mocne wejście,mocne soulowe wokale,ponad 6 minut prawdziwych dzwięków z 1979.

Dla tych co nie znają,warto sprawdzić Victim i chyba najbardziej znany Young Hearts Run Free.Swoją drogą,Candi przypomniała o sobie światu 2 czy 3 lata temu dzięki remixowi "You got the love " The Source.


Candi Staton - When you wake up tomorrow (1979)


P.S Disco zwycięży

środa, 20 stycznia 2010

Ladies Choice - Last train (1979)


Szybka piosenka,szybka wrzuta.

Rzadki utwór nieznanego zespołu o którym raczej średnio cokolwiek mi i ludziom w internecie także,wiadomo.Produkcja prawdopodobnie z włoskimi korzeniami,chociaż historia nas uczy że pochodzeniu produkcji ufać nie można.Można jedynie powiedzieć ,że za produkcje odpowiada tutaj niejaki Gerard Salesses ,człowiek od dziwnych produkcji typu Computer 2,Queen Samantha,Eddie Johns (I put a spell on you - późniejszy sampel Daft Punk) oraz różnych dziwnych francuskich i międzynarodowych artystów.

Jak dla mnie,utwór brzmi jak siostra numeru Walking on music ,Peter Jacques Band(do sprawdzenia na youtubie).Charakterystyczne szybkie eurodiscowe tempo i rytm,trąbki i dziwne efekty.Zdecydowanie mój sound i jedno z lepszych znalezisk ostatnich tygodni.Must have.

Ladies Choice - Last train (1979)

Disco zwycięży

wtorek, 24 listopada 2009

Tangerue - Doin your own thing (1979)


Kanada - kojarzy się na dzień dzisiejszy chyba tylko z Celine Dion,liściem klonowym,hokejem i z tym że jest nad Stanami Zjednoczonymi.I nie wiem czy wynika to mojej ignorancji, ale raczej te rzeczy wymieniłbym na pierwszy rzut.

I kto by pomyślał że 30 lat temu Kanadam disciem stała dość mocno.Gino Soccio,France Jolli,The Raes ,Pat DeSario(Bombers,Bob-a-rela)Duncan Sisters, no i właśnie Tangerue.Lista mogłaby być dłuższa ,jednak skupiłem się na klasykach.

Po pierwszym usłyszeniu Doin your own thing ,od razu usłyszałem podobieństwo z France Joli..I nie myliłem się - za sekcje perkusyjna odpowiadał Miguel Fuentes - człowiek odpowiedzialny za jedna z moich ulubionych płyt - France Joli - France Joli(1979).Jakby tego było mało,słyszymy tu smyczki ekipy z The Ultimate Players - specjalistów od eurodiscowych brzmień i suit.Jak to wszystko razem brzmi?Fantastycznie.Ten 4 kawałkow LP(po raz kolejny sprawdza się moja teoria o tym,że 4 numerowy disco LP zazwyczaj nie jest słaby i jest to jedna z niewielu recept na sukces.

Projekt Tangerue wydał 2 płyt - druga jest już gorsza,(Strange Affair 1980) ,chociaż zawiera dość sympatyczny numer Don't stop the music,kiedyś do sprawdzenia na youtube,więc pewnie jest nadal.Tymczasem,kanadyjczycy w naparciu - Doin your own thing


Tangerue - Doin your own thing (1979)

Disco zwycięży.

P.S 2.39 - 3.08 = Disco heaven.




piątek, 23 października 2009

Romance - Tower of love (1979)


Pierwszy raz usłyszałem ten numer w secie Toma Savarese.Oryginalnym secie z 1980 roku notabene.Męczyłem go wtedy długo ale potem jakoś kompletnie wypadł z mojej playlisty.

Ostatnio jednak ,przy okazji pisania posta o Patti Brooks,przypomniałem sobie właśnie o tym wynalazku - Kolejnym albumie Simona Soussaina.
Korzystając z dobrodziejstwa internetu oraz mp3,sprawiłem sobie w szybkim tempie cały album,którego jakimś cudem nie miałem.Cóż mogę rzecz o albumie ?No album jest generalnie taki,że "Tower of love" to jedyny numer ,który mam odwagę Wam tu przedstawić.Bo o ile jeden cheesowy numer z piskliwym wokalem, (ale fajnymi smyczkami) jest do zniesienia,to cała taka płyta już nie.Słaba jest i tyle.Kolekcjonersko jak najbardziej,artystycznie już mniej bardziej.

Chociaż produkcyjnie nie jest zła i ma swoje momenty,to wokal odrzuca skutecznie.Co nie zmienia fakt,że "Tower of love" mi się (sam do końca nie wiem czemu) podoba,i dlatego właśnie go wrzuciłem.


Romance - Tower of love (1979)


Disco zwycięży.

P.S Ta płyta wydana w instrumentalu,byłaby jakieś 5 razy lepsza,vide utwór "Glad I met you"

czwartek, 22 października 2009

Pattie Brooks - After Dark (1978)


Dziś klasycznie,hitowo a na dokładkę trochę historii.

Utwór znany pewnie wielu osobom,pojawił się na rożnie ocenianej ścieżce dźwiękowej do filmu "Thank god its friday".Scieżce,która mimo że rewelacyjna nie jest,zawiera parę smaczków.M.in tytułowy utwór w wykonaniu Love and Kisses czy też Marathon - I wanna Dance.No i oczywiście Pattie Brooks.

Pattie nagrała cztery płyty ,nakładem Casablanki.którym nie można nic raczej zarzucić absolutnie.Mix disco,popu,soul i klasycznego balladowe r&b.Nie można nic zarzucić,ale też kamieniami milowymi nie były.Nie będe się wielce rozpisywał o płycie "Our Ms. Brooks" ,z której to właśnie pochodzi "After Dark".Nie będe też robił typowej blogspotowej masówki i wrzucał całej płyty -mocno zainteresowani i tak znajdą.Ciekawszą sprawą,związaną z tym numerem jest osoba producenta - Simona Soussaina.

O Simon Soussainie pisałem już chyba wielokrotnie.Bardzo charakterystyczny producent spod którego ręki wyszły takie rzeczy jak Arpeggio(np.Love and Desire) French Kiss(np.Panic) ,Shalamar,Pattie Brooks właśnie,oraz kilku innych mniej znaczących,dla dokładniejszych informacji polecam discogsa.Producent na tyle płodny,co kontrowersyjny w muzycznym środowisku.Wywodzący się z tradycji northern soulowych,dośc zamożny(prowadził własną firme odzieżową) ,posądzany był często o tzw. ripoff czyli w wolnym ,bardzo swobodnym tłumaczeniu - złodziejstwo muzyczne.Często właśnie z Northern Soulowych mało znanych otworów,o których to Pan Simon miał niesamowitą wiedzę. Niewielu myślę to wie,ale właśnie linie melodyczna i refren "After Dark" Pattie Brooks,Simon miał "ukraść z nagrania Shawna Robinson - My Dear Heart(1968).Ten kawałek możecie odsłuchać tutaj - Shawn Robinson - My Dear Heart.Ustalono niby że to oficjalnie cover,ale raz - mało kto o tym wiedział,a dwa - zarzucono Simonowi pójście na łatwiznę i zrobienie hitu z mało znanego utwóru (co notabene dzisiaj byłoby co najmniej śmieszne bo przecież 90% dzisiejszej ,popularnej "muzyki" to właśnie perfidny sampling/covery/złodziejstwo - jak zwał tak zwał).Jeżeli dobrze poszukacie,tych histori jest wiele.Obraz Simona jako bogatego playboya z tendencją do oszustw i różnych innych machlojek wydaję się nad wyraz ciekawy..Wielokrotnie czytałem też o jego kolekcjach Northern Soulowych 7" ,wartych kilka,kilkanaście tysięcy dolarów,które to często miał z dziwnych i średnio legalnych źródeł(Jest on podobno właścicielem osławionego siedmiocalowego singla Frank Wilson - Do I love you , którego z 3 kopii pozostałych na rynku,jedna została sprzedana za 37 tysięcy dolarów !).Dziś ,rzesza jego przeciwników jest całkiem spora ,a na dodatek ,nikt od wielu lat nie wie, gdzie sam Simon jest.Ile w tym wszystkim prawdy?Sam już nie wiem tego ja.

Mimo to,przez najbliższe kilka postów ,mam zamiar kontynuować dokonania producenckie tego właśnie Pana,i wtedy sami ocenicie czy Wam się ten styl podoba,czy raczej uważacie że stopień cheesu przewyższa Wasze zdolności akceptacji.Na dzień dzisiejszy ,chyba najbardziej znana produkcja Soussaina - Patti Brooks - After Dark.

Pattie Brooks - After Dark (1978)

Disco zwycięży.

P.S Pozdrawiam serdecznie wszystkich ,którzy przebrnęli przez te moje, dość przydługie wypociny.

poniedziałek, 19 października 2009

Yvonne Gage - Garden of Eve (1981)

Kolejna miła rzecz z 1981.Klasyczne boogie bez żadnych wynalazków.Wciąż aktywna na scenie artyska raczej R&B/soul,wydała nakładem Atlanticu ten właśnie singiel.Na stronie B singla ,downtempowy numer Tonight( I wanna love you) ,można sprawdzić,ale raczej klasyczny zamulacz.Poźniejsze rzeczy,to typowe 80's r&b ,tak więc - jak kto lubi.

P.S Ciekawostką jest,że często w internecie,utwór ten ,widnieje pod nazwą GARDEN OF EDEN - co jest oczywisćie błedem.

Yvonne Gage - Garden of Eve (1981)

Disco zwycięży.

wtorek, 8 września 2009

Gayle Adams - Love Fever (1981)


Jakbym się uparł,to mógłbym oprzeć swojego bloga praktycznie wszystko co wychodziło w Prelude.Jest tego mnóstwo i co nowego znajdę = killer.Bez wątpienia ,jeżeli chodzi o lata 1977-1983 ,Prelude jest w Top 3 jeżeli chodzi o moje ulubione wytwórnie,ale chyba już to pisałem.

Przy doborze numerów Gayle Adams,wybór nie jest specjalnie trudny.
Pani nagrała w Preludzie 2
płyty - "Gayle Adams" w 1980 i "Love Fever" w 1981.Z tego co wiem ,później coś tam nagrywała ale lata świetności miała już za sobą.Jakie są te albumy?Trudno powiedzieć.Najlepiej chyba będzie napisać ,że przyzwoite.Szału nie robią,ale posłuchać można i czasem nawet miło.W moim subiektywnym odczuciu,album "Love Fever" ,z którego to właśnie usłyszycie tytułowy utwór (notabene największy jej sukces) jest lepszy niż jej debiut..ale życze Wam obyście mieli okazję ocenić to sami - oczywiście z oryginalnych wydań na Prelude.Lepiej mieć,niż nie mieć.

Gayle Adams - Love Fever (1981)

Disco zwycięży

niedziela, 6 września 2009

Patrice Rushen - Haven't You Heard (1978)


Czasem ciężko wybrać jeden kawałek z obfitej dyskografii artysty.Szczeście w nieszczęściu,w disco zazwyczaj takiego problemu nie ma,bo większość największych bangerów to one-hit-wondery.Ale zawsze pozostaje jakieś 10 % artystów przy których to trzeba się długo zastanawiać bo by wrzucić.A tu mamy nawet artystkę.

Wokalistka,multinstrumentalistka,tekściarka...od najmłodszy lat związana z jazzem,gładko przeszła przez disco ere ,produkując i grająca na większości instrumentów na płycie "Patrice" z 1978 roku ,z której to właśnie pochodzi "Haven't you heard".Warto zatrzymać się przy tej płycie dłużej bo to kawałek dobrego discosoul grania/śpiewania.

Mimo iż chyba najbardziej znanym jej numerem jest "Forget me nots" rozsławiony przez Willa Smitha przy "Man in black",to jest wiele numerów które w wolnym czasie warto wysłuchać ,np.Music of the earth,you remind me ,Didn't you know czy też Where is the love.Na pewno słuchając wszystkich z nich,poznacie nowsze dzieła oparte na tych pięknych samplach..

Co ciekawe,Patricie jest nadal bardzo aktywna,jako Pani profesor,muzyk z np.Waynem Shorterem czy też dyrektor trasy Janet Jackson..Tak więc - krzywdy nie ma.

Patrice Rushen - Haven't You Heard (1978)

Disco zwycięży.

niedziela, 30 sierpnia 2009

Garçons - French Boy (Part 1) (1979)


Jak już zapewne kiedyś pisałem ,nie pałam wielką miłością do języka francuskiego,a co więcej ,raczej wielką niechęcią.Toteż wszelakie produkcje w tym języku ,wywołują u mnie dreszcze,i to bynajmniej nie są pozytywne dreszcze emocji.Dlatego ,za każdy razem kiedy podoba mi się kawałek w owym języku uznaje to za święto.A że ostatni okres obfituje u mnie w muzyczne niespodzianki i nawał bardzo dziwnych starych rzeczy,tak więc pora na ten wynalazek.

Wpadło mi to w ręce zupełnie przypadkiem.Nieznany mi wcześniej (komuś w ogóle znany ?)pięcioosobowy zespól z Francji,pięciu kolesi,jedna płyta,kilka lat później jeszcze jakiś marny singiel - sytuacja znana w tamtych i naszych czasach bardzo dobrze,onehitwonder to malo powiedziane.Sama płyta "Divorce" z 1979 jest płyta słabą i nie ma co tracić na nią czasu,Numer który usłyszycie poniżej ,jest jego jedyna(choć dyskusyjną) perełką.Zamieściłem wersję płytową,i krótszą bardziej przyswajalnąa ,dla nieprzystosowanego do dziwnych dzwięków ucha 3 minutową.Jeżeli o mnie chodzi to wokalu tutaj mogłoby nie być w ogóle.Ale podejrzewam że wersja instrumentalna nie istnieje,toteż wyjścia specjalnie innego nie ma.Warto przesłuchać jako ciekawostke,jako dowód że jednak oprócz Cerrone,Francja dokładała czasem do disco swoją cześć układanki.Polecam od 1:30 do mniej więcej 2:10 zwłaszcza.

Garçons - French Boy (Part 1)(short version)(1979)
Garçons - French Boy (Part 1)(album version)(1979)

Disco zwycięży.


P.S Jeden z członków Garcons,niejaki Patrick Vidal,jest podobny jakiś wziętym ochach djem obsługującym pokazy mody i inne chałturki..ot taka nic nie znacząca ciekawostka.

piątek, 21 sierpnia 2009

Donna Summer -Now I Need You & Working The Midnight Shift & Queen For A Day (1977)


Jak każdy człowiek ,mam kilka znienawidzonych pytań.Typu: "Jakiej muzyki słuchasz?" "Nagraj mi jakąś muzykę..!" - "Jaką?" "NO JAKĄŚ FAJNĄ!!!",oraz..."Jaki jest Twój ulubiony numer Donny Summer"...To jedno z tych pytań na które nie mam odpowiedzi.Jednak przyparty do muru ,wymieniłbym chyba trzy numery - 2 z nich usłyszycie poniżej,jeden mieliście już okazje słyszeć na moim blogu (Spring affair).

Tylko dlaczego, piszę, że usłyszycie dwa,a wrzucam trzy?No to jest już trochę dłuższa historia.Na początku ,miałem wrzucić tylko Now i need you,bo to chyba mój faworyt.Potem stwierdziłem, że wraz z Working The Midnight Shift tworzą naturalny ciąg muzycznych zdarzeń...Po kilku przesłuchaniach ,zdecydowałem się dodać jeszcze Queen for a day,i to zakończyłoby stronę B ,2płytowej płyty "Once upon a time" wydanej w 1977 roku.Płyty którą ktoś bardzo trafnie określił:

"An all-round good disco LP with some sort of modern-day Cinderella theme."

Ta dwupłytowa muzyczna wybuchowa instrumentalno-wokalna kolaboracja Donny Summer,Giorgio Morodera i Pete'a Bellote ,to moim skromnym zdaniem jedna z lepszych płyt.w dość obfitej(co normalne często w tamtych czasach) dyskografii królowej disco.Oczywiście na miejscu są tutaj argumenty ,że za długa,że kiczowata ,że przaśna...W 2009 roku może.Nie możemy dyskutować jednak o muzyce z tamtego okresu ,poprzez pryzmat naszych teraźniejszych poglądów ,trendów i gustów.Cała magia polega na zrozumieniu i wczuciu się w obecność w 1977 roku ,wtedy ta płyta wyda Wam się cudowna.Swoją droga,ciekawi mnie kiedy ostatnio wydał ktoś 2 płytowy album opowiadający jakaś spójną historie..Chociażby jednopłytowy.Jakieś typy?Może gdybym bardziej zagłębiał się w teraźniejszy przemysł muzyczny ,przyszłoby mi coś na myśl,ale w chwili obecnej - pustka.Nie wiem czy takich płyt się już nie robi ,czy ten koncept upadł, czy też wtedy nawet był fenomenem.Bo z tego co pamiętam, takie płyty nagrywał chociażby Pink Floyd,Budgie i kilka innych grup progresywnego czy też klasycznego rocka.Fenomen epoki czy przypadek?Naprawdę nie wiem.

Zostawiając w tyle te przemyślenia,pozostaje nam się skupić na stronie B ,pierwszej płyty albumu "Once upon a time".Strony na której to właśnie jak chyba nigdzie indziej ,duet Moroder&Bellotte dał sobie upust.Poszedł na całość z elektroniką której,nie oszukujmy się,ale w takiej postaci w muzyce disco można było szukać tylko i wyłącznie w Europie.Ewentualne przypadki producentów zza wielkiej wody są szczątkowe,ale chętnie wysłucham Waszych typów w tej kwestii.Te 3 numery to jedne z wielu (niestety) które chciałbym mieć w wersji instrumentalnej a to raczej średnio możliwe..Całe szczęście szepczące momentami i ekspresyjne wokale Donny nie działają na mnie bynajmniej jak płachta na byka,a wręcz przeciwnie.Nie wyobrażam sobie tutaj absolutnie nikogo innego.Jeżeli chodzi o poniższe 3 numery..W mojej prywatnej klasyfikacji stawiam Now i need you i Working The midnight shift na równi na podium.Queen for a day raczej niżej,bo jest już dośc a nawet bardzo cheesowy..ale jest integralną częscią drugiej strony płyty Donny ,i bez niego ten post nie powinien istnieć.Toteż prezentuję Wam tę trójce.Mam nadzieję że podzielicie moje zdanie i gusta.

Donna Summer -Now I Need You (1977)

Donna Summer - Working The Midnight Shift (1977)

Donna Summer - Queen for a day (1977)

Disco zwycięży.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Gregg Diamond & Bionic Boogie - Tiger Tiger (Feel Good For A While) (1979)


Dawno nie pisałem,wiem.Kupiłem za to dużo płyt,dużo tez mi niestety przeszło koło nosa,miejmy nadzieję że wpadły w dobre ręce.Z mniej miłych rzeczy - padł mi wzmacniacz,nie wiem - NIE DZIAŁA.I jakoś od dluzszego czasu nie moge sie zabrac do zaniesienia go do jakiegos magik,a co za tym idzie ,egzystuje ostatnimi czasy na słuchawkach i bez gramofonu.A co za tym idzie dalej,30 płyt stoi i sie kurzy jeszcze nie przesłuchanych.Fajnie?Średnio,ale co robić ,życie.Dobrze że moge skorzystać chwilowo z dobrodziejstwa mp3,i to pewnie przez parę najbliższych postów.No chyba że udam się ze wzmaczniaczem we właściwym kierunku w najbliższym czasie,ale znając mnie - wątpie.

Do rzeczy.Zarówno Gregg Diamond w solowych projektach jak i Bionic Boogie pojawiali się już kilkukrotnie w moim blogu.Czasem jako osobny post a czasem w składance.Trudno się dziwić,bo świętej pamięci (zm.1999 rok) Gregg to jedna z bardziej płodnych i utalentowanych osób w tym biznesie.Zaczynając od Hot Butterfly(który w sumie nie jest numerem wybitnym,ale osiągnął spory sukces) przez własnie Bionic Boogie (chyba mój faworyt w tej wymieniance) a kończąc na jego największym sukcesie czyli napisaniu More,more,more dla Andrea True Connection.Jak wielu producentów/teksciarzy z tamtej epoki,jest dość rozpoznawalny (vide Jacques Fred Petrus czy duo Rinder&Lewis) co akurat jest bardzo dużym plusem,bo większość numerów jest po prostu dobra,i tyle.

Prezentowany poniżej Tiger Tiger,pochodzi z płyty o tym samym tytule wydanej w 1979 roku.Płyta dośc sympatyczna chociaż raczej nierówna i mało hitowa.Tiger Tiger to zdecydowanie najlepszy numer na płycie,dlatego nie będe zaśmiecał Waszych dysków resztą.Nawiąże tutaj do próśb o wrzucanie całych płyt - Jak już kiedyś pisałem ,CAŁYCH dobrych płyt disco tyle co kot napłakał.I często,bardzo często jedyne numery które da się słuchać to single..reszta jest po prostu bardzo średnia.Dlatego właśnie nie mam zamiaru robić masówki ,selekcja jest tutaj jak najbardziej potrzebna.Z własnego doświadczenia wiem ,że takie całe pościągane na potęge płyty zalegają tylko potem gdzieś w otchłani dysków twardych ,często nawet nie przesłuchane od początku do końca.Taka jest moja koncepcja,a jak wiadomo ,od koncepcji jestem tutaj ja.Trochę się rozpisałem,zatem dosyć już tego i zapraszam do odsłuchu.


Gregg Diamond & Bionic Boogie - Tiger Tiger (Feel Good For A While) (1979)

Disco zwycięży.

sobota, 13 czerwca 2009

Bill Brandon - We fell in love while dancing (1977)


Kiedy pierwszy raz usłyszałem "We fell in love while dancing" ,pierwsze co przyszło mi na myśl to "The more i get the more i want" w wykonaniu Lorraine Johnson(do posłuchania troche postów wstecz).I w sumie nie zdziwiłem się kiedy okazało się że nie dosyć iż to dzieło duetu Dillard&Boyce (Wielokrotnie tutaj wspominanych - Frisky, Constellation Orchestra,Saturday Night Band) to na dodatek wydane na jednym singlu w 1977 roku.

Poza wydaniem na 12tce,utwór znalazł się na na jedynej płycie Billa Brandona,której okładke widzicie powyżej ,czyli "Bill Brandon" z 1977 roku.
O samym Billu powiedzieć wiele nie można,jeden z wielu soulowych artystów ,spiewających raczej w chórkach czy jako drugie głosy.Typowy przykład one-hit-wondera.Co ciekawe,płyta mimo tego że raczej średnio znana,doczekała się w 2005 roku reedycji..w Japonii(gdyby wszędzie płyty były tak wydawane jak w Japonii,świat byłby zdecydowanie lepszy)

Miły ,wpadający w ucho i na pewno nie męczący numer,warto dodać do playlisty.

Bill Brandon - We fell in love while dancing (1977)

Disco zwycięży.

piątek, 22 maja 2009

Black Ivory - Mainline (1979)


Są takie utwory ,które zarówno teraźniejsi. jak i Ci dj'e z "epoki" upodobali sobie szczególnie.Każdy kto posłuchał trochę disco mixów ,zarówno tych nowszych jak i z lat 70tych i nawet 80tych,zna imprezowe wszędobylskie szlagiery.I nie da się ukryć .że w wielu z tych szlagierów,maczał palce Leroy Burgess.Człowiek orkiestra ,o którym miałem okazje pisać na tym blogu chyba niejednokrotnie.Nie będe się powtarzał,toteż więcej o Leroyu przeczytacie np.tutaj

http://en.wikipedia.org/wiki/Leroy_Burgess

Black Ivory ,to tak naprawdę jednak nie typowa grupa disco,a grupa soulowo r&b której udało się zaliczyć pare hitów w disco erze.Jednak na tych paru hitach ich disco kariera się zakończyła,nie dali rady gładko przejść z soulowych przyśpiewek do bardziej tanecznych rytmów..co do dziś mnie dziwi.Zostawili nam jednak Mainline.


Świetny,pochodzący z niezłej płyt Hangin' Heavy ,bardzo klasyczny numer który to Burgess razem z Patrickiem Adamsem stworzył zaraz przed zakończeniem współpracy z Black Ivory.Wielokrotnie samplowany(np.Phunky Data - Hard night) zarówno muzycznie jak i tekstowo,bo słowa "nothing is the same.." pojawiają się bardzo często.
Jeden z tych numerów które nigdy się nie nudzą i zawsze porywają do tańca.Przed Wami,Black Ivory - Mainline.

Black Ivory - Mainline (1979)

Disco zwycięży.

poniedziałek, 18 maja 2009

Karen Young - Deetour (1982)


Bycie one-hit-wonderowym artystą ma swoje plusy i minusy.Z jednej strony,mogą mówić. że co to za artysta który nagrywa jeden hitowy numer i koniec.Z drugiej jednak strony ,lepiej czasem nagrać jeden a dobry,niż przez kolejne 10,20,30 lat odcinać kupony na gównie.Tak więc,trzeba przejść z ilości w jakość,i to jakość ze znakiem Q.I chodzi jeszcze o t.o żeby te plusy nie przesłoniły Wam minusów..

Ta przesycona cytatami dygresyjka. jest krótkim wstępem do przedstawienia Wam numeru artystki,która jest właśnie uważana za jedną z takich one-hit-wonderówek.Niby słusznie,bo jej Hot Shot z 1978 znają prawie wszyscy - i na tym byśmy zakończyli.

I w sumie kto by przypuszczał. że w 1982 Karen wyda takie coś?Nikt.Przyznam. że nigdy chyba nawet sam nie interesowałem się jej dyskografią,Hot Shot średnio kocham ,toteż nie drążyłem.Ale potęga internetu jest wielka i dotarłem kiedyś do tego...Deetour jest jednym z moich ulubionych synthpopowo boogie podobnych numerów z 1982,a może nawet z całych lat 80tych.Niby trwa ponad 7 minut ,ale za każdym razem słucham go od początku do końca,nawet po kilka razy(co generalnie zdarza mi się bardzo rzadko).I do tańca i do auta i w ogóle bardzo DO.Mam nadzieję ,że od tego momentu świętej pamięci Karen Young (1951-1991) będziecie kojarzyć nie tylko z Hot Shot.A nawet mam nadzieję że bardziej z tego.


Karen Young - Deetour (1982)

Disco zwycięży.

piątek, 27 marca 2009

The Ritchie Family - Bad Reputation LP (1979)


Nie mam pojęcia jak zacząc ten post.Ritchie Family to tak pogmatwany i dziwny epizod muzyczny ,że trudno zachować jakikolwiek ład i skład w jego ewentualnym opisie.Nie wiem czy ktoś kiedykolwiek przesłuchał sumiennie wszystkie płyty.Ja szczerze powiedziawszy - NIE.Bo większość się do takowej czynności nie nadaje.Jednak pośród wielu płyt,znajdzie sie zawsze jedna dobra pozycja.I taką niewątpliwie jest Bad Reputation.

Ritchie Familly to typowy zespół którego dorobek możnaby zgrabnie zamknąć na 2 płytowy greatest hits.I moim skromnym zdaniem mimo dziesiątek utwórów,kilku czy nawet kilkunastu płyt i zmieniającego się kilka razy składu,ta płyta jest najlepsza.Na pewno najrówniejsza i najmniej niesłuchalna.I mimo że it's a man world nie jest raczej arcydziełem i to zdecydowanie najgorszy utwór na LP,to płyta się broni.Put your feet to the beet ma przyjemny klaskany bit i świetne trąbki,a Bad Reputation jest jak dla mnie super bangerem.Mimo zrażenie do Ritchie Familly,na pewno warto sprawdzić.Ten jak i również I'll do my best z 1982 ,wyprodukowaną między innymi przez geni Jacques Fred Petrusa(Change,Peter Jacques Band) co zresztą na płycie bardzo słychać.I dobrze.


The Ritchie Family - Bad Reputation LP (1979)

Disco zwycięży.

P.S Wiem,dawno mnie nie było.

piątek, 20 marca 2009

Osses Sound - Rare Disco Gems Vol.4(2009)

Mam niewątpliwą przyjemność zaprezentować Wam kolejną część moich składanek.I może tytuł trochę na wyrost,ale nie chciałem nadawać kolejnej nazwy.Starałem się nie ograniczać do konkretnego stylu(byłoby to notabene trudne) i dlatego może Wam się wydawać ze powstał lekki misz-masz,ale na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.Są klasyczne disco funki,jest disco cover standardu jazzowego,discorckowy Mother's Finest ,jest i świetny i raczej średnio znany euro makaron Georga Busseya a na koniec to co najbardziej lubimy czyli disco kokaina od Montany.Mam nadzieję że ta kompilacja spodoba się chociaż kilku osobom,a u paru zagości na repeacie.To tyle.

Disco zwycięży.

Osses sound - Rare Disco Gems Vol.4
==========================================
1.Gregg Diamond - Hold Back 5.01
2.Duncan Sisters - Outside love 7.02
3.Pearly Gates - Fandango Dancing 4.17
4.Mother's Finest - Dis Go Dis Way,Dis Go Dat Way 6.42
5.George Bussey Experience - Disco Extravaganza 13.35
6.Charlie Calello orchestra - Moonlight serenade 6.57
7.Debbie Jacobs - Hot hot 6.51
8.Festival - Rainbow High (excerpt) 3.00
9.Fern Kinney - Under Fire 4.07
10.Vincent Montana Jr.presents Goody Goody - Super Jock 6.28

Total: 64.01

==========================================

Osses Sound - Rare Disco Gems Vol.4(2009)

osses@onet.eu
www.king-of-disco.blogspot.com
www.myspace.com/osses

czwartek, 5 marca 2009

Preludance - Dance Music Vol.1 (1981)


Nie lubię składanek.Inaczej,nie lubie składanek z disco,bo generalnie 80% z nich to NRDowskie wytwóry z wątpliwej jakości hitami.Pełno tych niemieckich "discohitowych"składanek zalega na allegro,w antykwariatach i bóg wie gdzie jeszcze.Ja ich generalnie nie tykam.Jednak kiedy taka składanka na okładce znaczek T.K disco lub też Prelude,to nie ma co się zastanawiać.Zwłaszcza gdy jest zmiksowana.I to na Derby.

Ostatnią taką płytą która kupiłem,był italo/disco/boogie mix Marco Trianiego,Full time winter.Który miałem już okazję Wam tu wrzucać.Ten jest inny.Bardziej hitowy i w całości bez nudy(Triani miał jeden słaby punkt).

Prelude to bezblędna wytwórnia.Chyba nie spotkałem sie jeszcze ze słabymi wykonawcami,może średnimi,ale na pewno nie słabymi.Tutaj są Ci,którzy byli daleko od słabych.Bardzo.Poza tym,wydało to na licensji Derby,a Derby jak pewnie niektórzy z Was wiedzą wydawało dużo dobrych rzeczy z disco/italo/boogie.Np.Oryginalna Cela wyszła na Derby(I'm in love).Nie do zapłacenia.

Podczas tych 2 kilunastominutowych minimixów usłyszycie wszystko co w Preludzie najlepsze.Nie będe wymieniał,rozpisze Wam po prostu tracklist:

A1 France Joli Gonna Get Over You (5:09)
A2 Empress Dyin' To Be Dancin' (4:23)
A3 Sharon Redd Can You Handle It (6:05)
A4 Hi Gloss I'm Totally Yours (4:00)
A5 Bobby Thurston Is Something Wrong With You (4:20)


B1 Unlimited Touch Searching To Find The One (3:15)
B2 Hi Gloss It's Up To You (3:50)
B3 Strikers, The Body Music (5:43)
B4 Musique In The Bush (5:25)
B5 Musique Keep On Jumpin' (5:55)

Same sztosy.Żadnego słabego numeru,i jakby tego było mało niektóre w nowych remixach np.Sharon Redd,brzmi extra.Zgrałem w 320kb/s,mam nadzieję że Wam starczy.

To jest Vol.1.Mam nadzieję że uda mi się kiedyś zakupić Vol.2.Co ciekawe,kupiłem drugą taką składankę o tym samym tytule.I też jest Preludance,też Vol.1.Jednak numery inne.Także tamta następnym razem.

Miłego słuchania.Mam nadzieję że spodoba Wam się równie jak Marco Triani.

Disco zwycięży.

Preludance - Dance Music Vol.1

Preludance - Dance Music Vol.1 Side B

P.s Polecam wszystkim doskonały mi Eltrona Johna ,tutaj możecie sciągnać.Eltron rządzi!Polecam też przeczytać sobie wywiad

www.thelastbeat.com/archives/beatcast-5-eltron-john-adventures-in-funk

P.S Odswieżyłem też link do Polish Disco,bo tamten padł ostatnio,ale miał prawo po ponad 2 latach.

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Dianne Marie - I've Been Waiting Too Long (1982)


No niestety,zjawisko sesji w połączeniu z paroma innymi rzeczami,znów opóźniło działanie bloga.Ale na wszystko chyba przyjdzie czas.

Nowa składanka jest już praktycznie gotowa,i gdyby nie fakt że mam igłę to wymiany i muszę chyba wyczyścić porządnie płyty,już dawno bym wszystko zgrał,ale zrobię to w tym miesiącu na 100%.

Klasyk z preluda.W dzisiejszych czasach takie pojęcie chyba już nie istnieje.Mam na myśli fakt,iż dziś już wytwórnia nie świadczy o jakośći.Oczywiście zdarzają się wyjątki,typu DFA, aczkolwiek sama nalepka wytwórnia , nie daje już takiego złota jak kiedyś.W ciemno brać nie można.A kiedyś było inaczej , teraz jest inaczej - cytując klasyka.

Przed Wami właśnie jeden z takich numerów - KLASYK w pełnym tego słowa znaczeniu.One-hit-wonder, owszem ,ale za to jaki.Doskonałe boogie z 1982,moja fascynacja takim brzmieniem jest coraz większa , toteż będa się tu pojawiać takie numery coraz częscięj.

Dianne Marie - I've Been Waiting Too Long (1982)

Disco Zwycięży

czwartek, 15 stycznia 2009

Amanda Lear - Blood and Honey (1977)

Uwielbiam Amande Lear.Serio.Ale to taka typowa kontrowersyjna gwiazda - kochasz,albo nienawidzisz.

Modelka,aktorka,kochanka,muza i do tego piosenkarka.Dziewczyna z okładki Roxy Music,kochanka Bowiego i muza Daliego.Całkiem niezła w sumie piosenkarka.I gdzieś mam czy była mężczyzną czy nie.Dietriechowska maniera wokalna pod disco produkcje to moim zdaniem jeden z bardziej oryginalnych konceptów tamtej ery.Niestety ,częsta nieznajomość całej twórczości,i ograniczanie się do "Enigmy" z reklamy Kinder Bueno dyskredytuje Amande Lear.A nagrała kilka naprawdę porządnych płyt.O ile można nie cierpieć jej głosu ,to ani o tekstach ani o stronie muzycznej( o którą to byle kto nie dbał) złego słowa powiedzieć nie można.Mam tutaj na myśli oczywiście albumy z lat 70tych,bo późniejszych to nie mam ,a nawet nie słuchałem.Utwór "Blood and Honey " pochodzi z jej pierwszej,ale chyba nie najlepszej,płyty "I am photograph" wyprodukowanej przez Anthonego Moona(Orlando Riva Sound,Charisma) i Harolda Faltermeyera(na początku Donna Summer z Moroderem ,a później w latach 80tych oczywiście Gliniarz z Beverly Hills i Top Gun).Kolejne albumy takie jak," Never trust a pretty face","Sweet revenge" czy nawet "Diamond for Breakfest" z 1980 ,też są na pewno warte sprawdzenia i na pewno znajdziecie tam numery które Wam sie podobają.

Zastanawiałem się czy wrzucić "Queen of Chinatown" czy właśnie "Blood and Honey" ,ale postawiłem jednak na ten drugi i myślę ,że to lepsze rozwiązanie.

Amanda Lear - Blood and Honey (1977)

Disco zwycięży.

niedziela, 4 stycznia 2009

Desmond Child & Rouge - Our Love Is Insane (1978)


Cieżko jest pisać o kimś takim jak Desmond Rouge.Ciężko ,bo żeby wypisać jego zasługi dla przemysłu muzycznego ,trzeba by tu napisąc kilkustronnicowy esej.Ja w sumie pójdę na łatwiznę,i odeślę Was do kilku stron:

http://www.desmondchild.com/
http://en.wikipedia.org/wiki/Desmond_Child

Fajnie?Tak wiem,95% ludzi nie znało Desmonda.Ja przyznam się szczerze,jeszcze z 2 lata temu też.Wstyd bo wstyd ,ale wszystkiego nie idzie ogarnąć,chociaż bardzo by się chciało.Jestem jednak pewien ,że gdyby słuchał regularnie rocka ,to nazwisko przewijało by się równie często co TOM MOULTON MIX na singlach.Ale dlaczego piszę właściwie o rockowym (głównie) producencie i teksciarzu który jest w Rock and Roll Hall of fame i ma za sobą pracę z największymi gwiazdami epoki ?A dlatego ,że paradoksalnie jest on odpowiedzialny za płytę Desmond Child & Rouge z roku 1978.

Dość dziwna,ciekawa rzecz.Połączenie psychodelicznego pop rocka,idącego w kierunku lat 80tych z disco brzmieniem.Cała płyta jest raczej ciężarem do przesłuchania,ale numer który Wam prezentuje wpada niesamowicie w ucho.Zwlaszcza początek.Rozumiem że nie będzie się podobał,ale akurat ja mam słabość do takich narkotycznych chórków i charakterystycznych riffów w tle.Patrząc na okładkę ,jest to płytą której na pewno nie wział bym w sklepie do ręki.No dobra,do ręki może ,ale na pewno nie do koszyka.A jednak pozory mylą,i na takiej płycie może zawsze znaleźć się taki cymes.Bądzcie czujni!


Desmond Child & Rouge - Our Love Is Insane (1978)

Disco zwycięży.


sobota, 3 stycznia 2009

Bruni Pagan - Fantasy (1979)


Tytuł który widzicie to nie jakaś pogańska siostra Carly Bruni tylko tylko artystka która wydała całkiem niezłą płyte,chociaż to dyskusyjne z tego co czytałem.Jedni zarzucają jej zbyt popową maniere i prymitywne produkcje..To troche nielogiczne bo jak nie popowa to jaka miała być..muzyka taneczna tamtego czasu była generalnie popowa."Popularna" bo grali ją na imprezach,ludzie kupowali płyty,a rock ani jazz to nie był.Oczywiście nie tak popowa jak Abba czy Bee Gees,ale niby zawsze..ja tam nie wiem,mi sie podoba,przyjemny kawałek,miło posłuchać,rewolucji nie ma ale wpada w ucho.

Bruni Pagan raczej nie zasłyneła niczym więcej,ale takie czasy.Singiel Fantasy był w sumie hitem,cała płyta mniej,mimo iż produkował ją miedzy innymi geniusz Patrick Adams(Cloud One,Universal Robot Band,Musique,Frisky...u.v.a)Bruni zaśpiewała później jeszcze na projekcie Dave'a Valentina - Loquita,rzadki numer,rzadka płyta.Słowem RARE.

Bruni Pagan - Fantasy (1979)

Disco zwyciezy.


P.S Od nowego roku zmieniam troche formule bloga .Przelozy sie to na wiecej kawalkow,mniej tekstu ktore i tak malo kto czyta:)

wtorek, 30 grudnia 2008

Osses Sound - Top 5 Disco albums (2008)

Funkoff mądry człowiek jest,toteż jego stwierdzenie iż disco było erą nie albumów a singli jest jak najbardziej trafne.Albumy jednak przecież wychodziły,tak więc musiało być coś dobrego..Ale całe dobre albumy?W całości bez żadnego słabego tracka?Wydaje się to mało możliwe biorąc pod uwage że takie płyty zdażają sie strasznie rzadko nawet teraz(ile znacie takich płyt?chętnie usłyszę).

Ja jednak,postanowiłem zrobić sam dla siebie taki mały Top 5.Oto i on.

0.Love and Kisses (Alec.R Costandinos) - Romeo & Juliet (1978)



Nie wiem czy zaczynanie listy Top 5 od zera jest poprawnie matematycznie,z matmy zawsze byłem kretynem.A na disco się trochę(mało,mało...) znam i wiem że ten album jest czymś ponad miejsce pierwsze.Dla mnie czymś ponad wszystkie inne po prostu.Nie umiem napisać jaki jest ten album bo mam wrażenie że każde słowo ujmowałoby mu.Nie ma chyba albumu którego słuchałbym więcej razy.Czasem mam wrażenie że słuchałem go najwięcej na świecie.Costandinos postanowił przenieść klasyczną tragedię Szekspira w w disco szał.W dwóch częsciach,a własciwie w czterech aktach.Znam chyba każdą linijke tekstu na pamięc i obudzony o 5 ranowyrecytował bym ten tekst.Pewnie pomyślicie - zaraz zaraz,Szekspir w rytmach disco - to pachnie tandetą i czizem.Może.Dla niektórych,wielu.Ale fakt że to album koncepcyjny ,pierwszy w swojej dziedzinie,pozwala mu to wybaczyć(oczywiście tym którzy tak sądza..ja nic nie musze mu wybaczać).Do teraz nie mogę uwierzyć że kupiłem go za 9.99........za 199.99 pewnie też bym kupił.Bo to rzecz bezcenna."The Most Excellent and Lamentable Tragedie of Romeo and Juliet..."
The most excellent disco LP.

1.Change - The Glow of love (1980)



Ideał.Płyta absolutnie bez żadnego słabego numeru.Sześć niesamowitych numerów który każdy jest klasą samą w sobie.Zaczynając od bujającego Lover's Holiday,poprzez A girl's affair z niemożliwym do pomylenia basem,dostajemy porcje niesamowitych dzwięków i wokali a dalej jest już tylko lepiej.Cieżko mi wybrać ulubiony utwór z ulubionej płyty,na której teoretycznie wszystkie są ulubione.Ale jeżeli miałbym to zrobić z nożem przy szyji byłby to chyba Angel in th pocket.Nie jestem w stanie powiedzieć ile razy słuchałem w życiu tego numeru.Tytułowy numer to klasyczne boogie z Lutherem Vandrossem na wokalu(Ś.P),wielokrotnie samplowane ,chyba najlepiej znane dzięki Janet Jackson i jej All for you.Przy searching zwalniamy troche wsłuchując się w Luthera Vandrossa któremu śpiewanie przychodzi łatwo jak oddychanie,by przejść później do niesamowitego klasyku earlyitalo The End,w którym to do dzisiaj nie rozponaje niektórych intrumentów.. Jeżeli ktoś powie mi kiedyś prosto w oczy że ta płyta jest SŁABA,skończy jak ofiary Nickiego Santoro w Kasynie Scorcese.Numer jeden.

2.Amant - Amant (1978)


Tak naprawdę,tutaj zaczynają sie schody bo pozostałe płyty są już równie dobre.Jednak na drugim miejscu podium postawiłem Amanta .Płyta z dwoma kilkunastominutowymi kawałkami jest przeze mnie katowana na każdym możliwymy kroku.Który jest lepszy ,If there's love czy Hazy Shades of love?Nie wiem.I nigdy tego nie ocenie.Te bliźniacze pozornie numery mają w sobie taką moc że nie można wyłonić numeru 1.Szkoda że Ray Martinez,który był producentem
Amanta,nie poszedł dalej w tym kierunku i nie nagrał więcej tak genialnych rzeczy.Ale chwalmy go za ten krążek.

3.Cerrone - III(Supernature)(1978)


Miejsce trzecie i trzecia płyta mistrza.Równie dobrze mogłaby być na drugim ale..uznałem że jej nazwa ładniej pasuje do miejsca,ot taki absurdalny argument.Oficjalnie przedstawiam tutaj swoje stanowisko które głośi iż strona B tej płyty czyli numery - Give me love,love is here oraz love is the answer nagrane w nieprzerwanym miksie ,jest najlepszym w historii muzyki disco tematem parkietowym.15 minut roztańczonej ekstaty przy której można puścić płytę,skoczyć na kebab do pobliskiego baru mając pewność że parkiet jest pełen.Zastanawiacie sie pewnie dlaczego jednak nie drugie miejsce albo nawet pierwsze?Mianowicie uważam iż In the smoke ,ze strony A,mimo iż jest miłym numerem nie pasuje troche do klimatu płyty..I za to wymuszony minus.Sorry Cerrone.

3.Don Ray - Garden of love (1978)


Człowiek cień.Tak naprawdę gdyby nie on,kilka płyt z tej listy nie istniałaby..Nie wiadomo w ogóle czy Cerrone czy Costandinos nagraliby takie klasyki jak to zrobili.Malutki napis na każdej z tych płyt "Arranged by Don Ray" zmienia tak wiele.Czytając coś takiego na płycie możemy być pewnie - świetna płyta.I to właśnie ten człowiek cień,Edmunt Dantes disco bizensu wydał album który znalazł się u mnie na miejscu czwartym.Pomyślicie,co to za miejsce?Czemu nie wyżej?Sam nie wiem czemu..Chyba troche za karę.Za karę że nie kontynuował solowych nagrań,bo przy słuchanie Garden of Desire człowiek chce więcej i więcej..A więcej nie było i już raczej nie będzie.Szkoda.Kurde szkoda.

4.Peter Jacques Band - Fire Night Dance (1978)


Peter Jacques Band to tak naprawde change.Tylko troche inaczej.Mniej komercyjnie(oczywiscie w takim pojeciu w jakim Change byl wtedy komercyjny).Bez Luthera,i szybciej.Raczej dużo szybciej i troche ciężej zarazem.Płyta bardzo równa i spójna.Cztery numery,każdy po ponad 8 minut ale nie 9.Tempo nie schodzi generalnie poniżej 125 czyli klasyczne eurodiscowe tempo,jednak nie spodziewajcie sie tutaj Costandinosowych brzmień,jest inaczej,bardziej earlyitalo spod znaku Jacquesa Petrusa.Pierwsze trzy numery są świetne,nię będe się rozpisywał o nich jednak ostatni,Fly me with the wind brzmi jak druga,a raczej pierwsza część The End z płyty Change,z wokalami coprawda ale za to z tymi samymi świetnymi mistycznymi dzwiękami.Świetna płyta,po prostu.Miał ręke Petrus,miał.


Co ciekawe,generalnie panuje opinia że 1979 był najlepszym rokiem dla disco.Trochę się zawsze z tym zgadzałem,poniekąd.A jednak wychodzi że w moim przypadku jest to 1978..No zobacz ,zobacz.
I na dzień dzisiejszy tak to wygląda.I czuję że nie zmieni się długo.Ale mam nadzieję że usłyszę jeszcze tyle disco albumów ,że będe mógł tą listę
zmienić(patrz wyrzucić jedną płytę,bo 4 są wieczne..sami pomyślcie którą)

Disco zwycięży.

French Kiss - Panic! (1979)


Miła rzecz.To dobre określenie dla tego numeru.

Wyprodukowany przez Simon Soussan(ktory notabene zanim zajął się muzyką ,sprzedawał ciuchy) człowieka który dał nam też niezłe Arpeggio.Szybki wyklaskany numer(to chyba trzeba lubić) z piszczącą panienką na wokalu bardzo szybko wpada w ucho i włączamy REPEAT.Swoją drogą cała płyta też niezła,nie rewelacyjna ale niezła.Simon Soussan to jeden z dziesiątek producentów o ktorych generalnie nikt nie słyszał a o ich produkcjach przynajmniej kilku.Taki ludzi było mnóstwo,pozostaje szukać.Ja sam codziennie,dosłownie CODZIENNIE,znajduje informacje o producentach kompletnie z kosmosu..a po nitce do kłębka i tak się znajduje świetne numery.Miłe conajmniej często.A często tak złe że się je aż chce wykasować.


Życze Wam jak najwięcej tych pierwszych i zapraszan do słuchania ,tylko bez Panic!i.


French Kiss - Panic! (1979)


Disco zwycięży.

sobota, 13 grudnia 2008

Boule Noire - Aimer d'Amour (1978)


Szczerze,całym sercem nienawidze języka francuskiego.Nie widze w nim absolutnie nic ladnego,romatnycznego czy wyjatkowego.Mialem na studiach ta watpliwa przyjemnosc obcowania z nim,co zpotegowalo moja niechec.Nie lubie jezyka,a co za tym idzie nie lubie francuskich piosenek.A ze wyjatek potwierdza regule,obecnosc tego kawalka tutaj jest zjawiskowa.

O Georgu Thurstonie wiem niewiele.Powiem wiecej,znalem 2 plyty Boule Noir i na tym bysmy zakonczyli.Mam niestety taka przypadlosc ze LUBIE WIEDZIEC.I wlasnie dzieki niej dowiedzialem sie ze to nie byl byle grajek tylko dosc zasluzona postac kanadyjskiego(tak tak,nie francuskiego jakby to mozna bylo przypusczac) swiata muzycznego.Kilkanascie plyt,produkcja nie znanymi mi w wiekszosci tamtejszym artystom oraz liczne wyroznienia..Czlowiek sie uczy cale zycie.George odszedl od nas kilka lat temu,i jezeli wierzyc internetowi kanadyjski rynek muzyczny zareagowal dosc emocjonalnie bo to postac dla nich zasluzona niewatpliwie.

Tytulowy Aimer d'Amour to downtempowy disco numer z bardzo charakterystycznym wokalem i pieknym damskim glosem w tle(i nie tylko).W tym przypadku sprawdza sie maksyma ze ciezko mowic o muzyce,a trzeba jej posluchac.Oprocz Aimer d'amour warto sprawdzic ,bardzo co prawda popowa ,ale mila w odsluchu plyte Il Me Faut Une Femme ,ktora ma sobie cos naprawde takiego ze wraca sie do niej..nie umiem tego opisac,choc bardzo bym chcial bo intryguje mnie fakt ze podoba mi sie francuska plyta discopopowa nagrana przez czarnoskorego kanadyjczyka....

A zatem:

Boule Noire - Aimer d'Amour (1978)

Disco zwyciezy

P.S zastanawia mnie jeszcze czy tylko ja pomyslalem ze na okladce jest wielka pomarancza na pierwszy rzut oka...niewazne.

Tantra - Hills of Katmandu (1980)


Mamy disco,mamy italo.Sa numery przy ktorych ten podzial klaruje sie bardzo jasno.Czesto po samym roku mozna juz to powiedziec bez sluchania.Ale co jezeli rok jest 1980 ,disco sie jeszcze nie skonczylo calkowicie a italo sie powoli klaruje ?I tutaj umiescimy Tantre.

Celso Valli - czyli czlowiek ktory polaczyl te dwa gatunki.Gladko przeszedl z jednego w drugi,zaglebiajac sie na dodatek w nowy Hi-Nrg.Ciezko bylo chyba sie wtedy wpasowac z czym rewolucyjnym.Ale patrzac na jego produkcje takie jak doskonale Azoto ,mistyczna wlasnie Tantre czy dosc Rare poczatkow albumy Passengers slychac jak szerokie spektrum miala jego wizja.Niektorzy powiedza za to cziz,kicz czy cos niesluchalnego..Nie bede sie klocil,bo rzeczywiscie cale albumy sa dosc specyficzne,zwlaszcza z perpsektywy dzisiejszego sluchacza niektore numery moga sie takie wydac.Ale za takimi klasykami San Salvador czy Hills of Katmandu bede zawsze stal murem.Absolutne disco evergreeny i kazdy zainteresowany ta muzyka(ilu takich ludzi w Polsce?Garstka zapewne) powinien je znac .

Hills of Katmandu to 16 minutowa suita w typowym eurodiscowym tempie,a nawet juz troche szybciej (wplyw HiNrg - a taka mala dygresja - moze to wlasnei Celso Valli wymyslij Hi-nrg?Prekursor na pewno),szepczace wokale,psychodeliczne synty i charakterystyczna gitara...Polecam wsluchac sie tez w tekst.Jeden z najbardziej charakterystycznych numerow z tamtych lat,nie da sie zaprzeczyc.

Sama historia wydawania tego krazka jest bardzo zagmatwana i szczerze juz sam sie w niej nie lapie bo logiki tu nie bylo zadnej..Najpierw singiel,potem plyta Mother Africa(nie slyszalem,podzieli sie ktos?),potem album Tantra(zdecydowanie najbardziej spojny!)Double Album ,potem album Hills of Katmandu(bez tytulowego numeru a z numerami pomieszanymi z Mother Africa..)Pozniej znow singiel ..generalnie czeski film.Polapaliscie sie?Nie?Ja tez srednio,ale to malo w sumie wazne,ot taka ciekawostka przyrodnicza.

Kolejna ciekawostka jest super rzadka wersja Tantry po hiszpansku!Nie slyszalem tego i malo chyba kto ale podejrzewam ze to jest lepsze od oryginalu.Charanga udowodnila jak brzmia hiszpanskie covery mocnych numerow ,w skrocie - miazga.

Dosyc filozofowania..czas na piknik.

Tantra - Hills of Katmandu (1980)

Disco Zwyciezy.